28.9.12

164

Od rana chodzi za mną ta piosenka, a z nią jeden obraz sprzed lat, jedna chwila, którą obracam w pamięci jak diament mieniący się w słońcu. Wspomnienia są nieprzewidywalne. Nie zna się dnia ani godziny, gdy przyczepią się do duszy i odpuszczą wtedy, kiedy same o tym zadecydują.


27.9.12

163

Brakuje mi czasu na samotne lenistwo, bez którego przestaję rozróżniać kierunki świata. Brakuje mi przestrzeni do realizacji pomysłów; rachunków za telefon, które nie przekraczałyby średniej krajowej. Brakuje mi snu i chwil, w których mogę powiedzieć: "na dziś to już wszystko, mogę odpocząć". Brakuje mi rozciągniętych jak długie rękawy piątkowych wieczorów i weekendów, w których łapię głęboki oddech. Niektórych ludzi - by byli na wyciągnięcie ręki; nieprzeczytanych i nieprzyzwoicie cierpliwych książek, od których wzrasta moje poczucie winy; pewności, że jest dobrze, nawet jak jest źle.
I wcale nie chcę, żeby tak zostało.

   

Keep me running, you keep me running 
Keep me running, you keep me running 
Keep me running, you keep me running
Keep me running, you keep me running, you

19.9.12

161


Czekam na jakieś literackie albo filmowe satori.
Na razie czytam i oglądam, co mi wpadnie w ręce. I co bywa znakomite na swój upiorny sposób.
Z lektur: 12 x śmierć. Opowieść z Krainy Uśmiechu, Michała Pauli.
Po prostu straszna historia. 
Z filmów: Hope Springs.
Jak na komedię, zbyt dramatyczne.
Gdyby ktoś, coś - byłabym zobowiązana.



18.9.12

160

– Nazywam się Tobi – mówi i wyciąga rękę w kierunku Dziewczynki Zebry.
– Nie chciałam poznawać twojego imienia – odpowiada ona.
– Przepraszam.
– Ludzie zbyt szybko wymieniają się imionami, słowami, myślami. A potem znikają – o tak – pstryka palcami przed jego nosem. - Trzeba na nich uważać. Nie każdy jest taki, jakim się zdaje.
– Tak. Chyba tak.
– Nie zostaniemy przyjaciółmi, nie łudź się. Za chwilę nas już nie będzie w tym mieście. Nie zobaczymy się nigdy więcej.
– Wiem – szepcze...

Igor Kulikowski, Polowanie na obłoki


17.9.12

159

Rozpoznać falę nadchodzącą z przyszłości, pozwolić wysmagać się jej po twarzy, poczuć jej zimno i gorąc na zmianę z nagłym porywem w strony, których nie sposób przewidzieć. Uchwycić skrawki słów, obrazów, wyszukać tę jedną konkretną obecność i wydobyć ją spod napierającej zewsząd teraźniejszości. Na ten czas zasłonić się milczeniem, przygotować zdania poszerzające horyzont niczym plastry i bandaże, umocnić pewność swojego - w pogotowiu gorąca czekolada i ciepły szalik, rozepchać się łokciami robiąc dużo miejsca w sobie - na pytania bez odpowiedzi i odpowiedzi na pytania, które nie zostaną postawione.
Nie wysiada się nagle z pociągu zdarzeń, zwłaszcza w chwili, gdy pociąg wjechał do tunelu.

12.9.12

158

Wnioski są następujące:
Ktoś mnie wychowuje trzymając mnie w swojej silnej, ale i delikatnej dłoni.
Gdy żyję szczęśliwie, nic nie wydaje mi się niemożliwe.
Nie pytam o śmierć i nie pytam o życie, bo pytanie jak żyć (a więc i jak umierać), jest pytaniem o miłość.
Wrzucenie w miłość jest najlepszą formą istnienia.
Miłość odgaduje ludzkie pragnienia, zanim zdąży się o nich pomyśleć.
Nie chodzi o miłość do. Chodzi o miłość, którą ma się w sobie albo nie.

11.9.12

157

Rzecz w tym, że jeśli mam dokądś dotrzeć, muszę pozwolić sobie być tu, gdzie jestem. Bo dotrzeć do sedna dziś, tej konkretnej chwili, to najwyższa ze sztuk. Trzeba porzucić myśl, że ma się coś osiągnąć, porzucić oczekiwanie na te-lepsze-zdarzenia, które podobno! kiedyś mają nadejść. Wartość każdej sekundy, minuty, drobiazgu leży w ich samoistnym byciu. Być całkowicie obecnym, nie czekać, być do dna. Nikt nikomu nie obiecał przedstawienia. Za to jest konkretne życie. Jest tylko ta chwila, a tuż za nią - kolejna.
Chciałabym móc spojrzeć w twarz człowieka całkowicie obudzonego.

Musi pachnieć radością. I jest przejrzysty jak błękitne niebo.

8.9.12

156

Duchowe związki między bytami.
Ich tchnienie ma coś z aniołów. Eteryczne są i nieuchwytne jak łagodny powiew wiatru o zapachu poranka. To okno otwarte na rzeczywistość nie z tego świata, na marzenie, wewnętrzne niebo pełne abstrakcyjnych stworzeń i niczym nie skrępowanego szaleństwa.
To miejsce, jak serce czarnej dziury. Tu zatrzymuje się czas i przestrzeń i nie obowiązują prawa fizyki klasycznej. Gdzie zdarzyć się może Wszystko, a zarazem Nic. Wprawiająca w zakłopotanie nieskończoność, która pojawia się znienacka i nagle, której nie sposób przewidzieć. I wewnątrz której trudno pozostać nieruchomym i niezmiennym.
Za to bardzo prawdziwym.

7.9.12

155

Rush out, out from the center
Not like one side is any better
Stand up as they've been preaching
My best theory is already in me
(already in me)
In me



Zaskocz ich, wyskocz z samego środka
Żadna z innych stron nie jest lepsza
Podnieś się kiedy chcą cię poprawić
Moje najlepsze ja jest już we mnie
Już jest we mnie
Ja tym jestem

5.9.12

154

Dom, to nie miejsce, a stan umysłu. Bezdomność łatwo rozpoznać. Oddycha się płytko, ćwiartką płuc, często wpada się w bezdech i o skurcz przepony nietrudno. Bo ta pustka w oczach, to nie tajemnicza mgła melancholii, to głód.
Dom jest radością.
Chcę obkładać się poduszkami z endorfin. Dziś gorąca czekolada. Koniecznie z chilli.
I światło.
I znów śmiech, dużo go.
I nie dlatego, że on, ale dlatego, że ja.

4.9.12

153

Nagle poczułam, że muszę podnieść wzrok. Nie był to żaden dźwięk ani ruch, tylko coś znacznie bardziej subtelnego, jak zmiana w ciśnieniu atmosferycznym, jakby nagły jego wzrost. I dobrze, że coś trąciło mnie między żebra. Inaczej nie zobaczyłabym jednego z najpiękniejszych uśmiechów, który niczym kosz kwiatów stanął nagle przede mną.
Są przestrzenie, gdzie umysł zamiera nieporuszony, by nie przepłoszyć absolutnie zjawiskowej chwili. Nawet jeśli jest to TYLKO uśmiech.

Na mój widok.

- Czy można cię nie kochać, nie tęsknić, nie przyjechać bez zapowiedzi?
- Można. Zapytaj pozostałe 6 miliardów ludzi.

3.9.12

152

Całkiem już się zachmurzyło, a miało być słońce i błękitne niebo. Głowa pęka, odkąd około południa nieśmiało przypomniała mi o swoim istnieniu. Marzę o czymś chłodnym na czoło i gorącym posiłku. Proste rzeczy przynoszą ulgę. Czasami. Na razie sprawdzam, jakie głupoty porobili ci tutaj, zanim ci tam je przyklepią. A z tyłu głowy poszukuję jakiegoś adekwatnego imieninowego prezentu. Nigdy nie wiem, co nim jest.
I te stare piosenki o złamanym sercu i niespełnionej miłości wyłowione z eteru... Rozkładają człowieka w trzy minuty i pięćdziesiąt siedem sekund.



2.9.12

151

Migawki. Aparat, którym chce mi robić zdjęcia na podłodze, kolejny raz. Kolejny raz do naprawy, a moja niechęć do zatrzymywania mnie w kadrze wzięta pod uwagę. Pączki, najlepsze w mieście zjadane tak, jakby się od miesięcy nie miało nic w ustach. Kawa wypijana w tym samym miejscu, jakby żadnych innych kawiarni w mieście nie było. Moja twarz, która nie pasuje do tego, jak na mnie patrzy. Albo jak krząta się po kuchni narzekając na niezbyt świeże warzywa, gdy przygotowuje dla nas posiłek, a ja patrzę na niego tak, jak lubię, z miejsca przy stole, dłońmi przytrzymując podbródek. I jak nalewa sobie kawy z ekspresu, którego nikt już nie używa, bo wszyscy mają ciśnieniowy i pijemy ją razem, bo w sumie nie wiadomo komu ją zrobił. I moje poczucie, że mój niepokój nie pasuje do jego zapewnień, ale jego palce do moich włosów tak. Zamiast praw, obowiązków i zasad ma w sobie naturalność, przy nim naturalnością oddycha się jak porannym powietrzem. Przy nim dobrze być mną. I wie, jak reagować na moją drażliwość, podczas gdy ja nigdy tego nie wiem. Stopień osiąganej intymności podczas powagi i żartów dotknął bezpiecznej ziemi - tak ufnie, aż do ogłupienia. Wyczuwanie granic szóstozmysłowo, telepatycznie, do zachłyśnięcia magią.
A jednak, gdy zostaję sama, uciekam wzrokiem głęboko w siebie. I jest wtedy tak, jakby padał deszcz i wypłukiwał ze mnie całą radość, zmywał uśmiechy i szykował mnie do nauki ról z czarnych scenariuszy, które się-piszą bez udziału mojej woli. I nie wiem, czy je przeczuwam, czy tylko sobie projektuję, korzystając z wyrobów przerośniętej wyobraźni.