Miniony rok był jak happening. Zakładam, że już się więcej nie powtórzy. Na wszelki wypadek zmieniam też pracę. Tyle się wydarzyło, że najchętniej o tym milczę. Jakby zatrzaśnięcie ciężkiego wieka było jedyną szansą na pójście dalej. I chyba nie chcę usłyszeć, ani przeczytać tego, co mogłabym o_powiedzieć.
I dobrze, że jest jeszcze zimno, co prawda względne. Że można patrzeć gołym okiem na słońce, które nie grzeje ani nie oślepia. Odmawianie sobie wszelkich uczuć zaczęło mnie uwierać.
To chyba wychodzenie na prostą. Albo siedem lat tłustych, albo z górki, albo po burzy słońce....
OdpowiedzUsuńPowodzenia!
Myślałam, że w tym roku będzie lepiej. Okazuje się, że każdy rok daje dobre i złe dni. Chyba nie ma na to rady.
OdpowiedzUsuńPo co mówić o tym co złe, po co wracać i utrwalać w sobie to wspomnienie. Teraz rozglądaj się za pozytywami i o nich opowiadaj :)
OdpowiedzUsuń