19.1.13

198

W spokoju czekam na Miłego. Jeszcze niedawno szaty darłam, pozostając w stanie wzmożonego stand-by. Wyobraźnia podsuwała mi niesmaczne dania złożone z cudzych kobiet - których raczej nigdy nie poznam - kręcących się wokół niego wszędzie tam, gdzie moje oczy niewidzące, płochliwe serce miały uspokajać. Pamięć rzeczy zasłyszanych i przeczytanych gwałtem docierała do splątanych i, oczywiście, niefortunnych zdarzeń, bądź serii nieszczęśliwych wypadków i czyniła ich wizję wielce możliwą do urealnienia. To wcale nie znaczy, że dziś nie potrafię sobie tego wszystkiego wyobrazić. Potrafię. Ale spokojna jestem (no chyba, że to chorobowe wycieńczenie). Jakby te jego powroty górowały nad wszystkim, były pewnością nad pewnościami, nie do podważenia już. Trochę to dziwne, zważywszy na fakt, że podobno jestem myślącą istotą, a jako taka powinnam przynajmniej zakładać, że wszystko się może zdarzyć, nawet to, przed czym się człowiek wzdraga, wzbrania i oczy zasłania szalikiem. Homo sapiens, to jednak samooszukańcze zwierzę. Kiedy tylko zwietrzy szczęście, nie tylko zaczyna się w nim tarzać, ale i traci czujność i naturalnym wydaje mu się, że tak już będzie zawsze, entuzjastycznie błogosławiąc ów stan niewzruszoną tendencją wzrostową. Z drugiej strony, gdyby to była fałszywa nuta, nie mogłaby tak pięknie brzmieć. A może dlatego tak pięknie brzmi, ponieważ tylko tak konferansjerka Intuicja może zapowiedzieć czający się w kącie chaos.
Tak dla podtrzymania napięcia w nadchodzącym akcie III.

A to się do mnie przyplątało w malignie okołogorączkowej:

 

4 komentarze:

  1. No to ja mam nadzieję że kiedy piszę te słowa oczekiwanie zastąpiło-spełnienie:)
    Z czarnymi scenariuszami walczmy dopiero wtedy gdy się pojawią:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To najrozsądniejsze, czasami jedna trudno o rozsądek. Sam powiedz... ;D

      Usuń