A ja, Ambre, myślę, że nie ma reguły. widzisz, obserwuję pewnego M. (:P) który dostaje wszystko, nie dając od siebie nic. Całkiem nic. miły też nie jest. dostaje milość, oddanie, pamięć, troskę. A znów ludzie, którzy innym przychyliliby nieba, dostają ciągle po tyłku. Sama dostaję mnóstwo, mnóstwo dobrego. A jestem niezbyt dobra, niezbyt miła. Tyle że daję. Ale dostaję z innych źródeł.
zabawne ... Ale w życiu podobno musi być równowaga. Zakładam zatem, że jest coś o czym nie wiem :):)
Ale czy to, co dostaje M. jest akurat tym, czego on naprawdę potrzebuje? Czy z wartości tego, co mu jest dawane zdaje sobie sprawę? Być może nie. I właśnie dlatego, paradoksalnie, to otrzymuje. I dlatego może tego nie doceniać, więc i nie oddawać, nie przekazywać dalej. I wcale nie jest powiedziane, że to co od nas wychodzi w jednym kierunku, wraca do nas z tego samego źródła. Zazwyczaj tak nie jest. Z kolei ci, co dają (dużo, gęsto i często) powinni dawać tak, by niczego w zamian nie chcieć, inaczej nie jest to dawanie, tylko interes. Życie jest dziwne, ale to już kiedyś ustaliłyśmy.
Można dać bardzo dużo i nie dostać nic w zamian....samo życie. Ale mimo to warto dawać....nie oczekując zapłaty. To "biorca" tak naprawdę jest w gorszej sytuacji ;) zostaje z "długiem"
Najchętniej zniosłabym znaczenie słowa dawanie i branie. Ileż z tego jest nieporozumień. Ile trosk a czasem bólu. Po prostu należałoby sobie nawzajem dawać i brać, jakby to było coś naturalnego, jak oddech, jak spanie, jak śnieg zimą ;)
też tak myślę, dać szczerze w uniesieniu jakimś, w zapomnieniu, jak się daje dziecku rękę, żeby bezpiecznie przeszło przez ulicę. dobro wraca, nie zawsze, ale zazwyczaj z innej strony niż ta, w którą się patrzy
Za słowami pewnej piosenki: "...wcale nie jest powiedziane, że ciągle dając - kiedyś coś dostaniesz..." - jednak z Twoimi słowami się zgadzam - szkopuł tkwi jednak w tym, że nie zawsze inni potrzebują tego, co możemy im dać... (Tak sobie poczytałam, o tym "M.", o którym mowa w pierwszym komentarzu - wydaje mi się, że to nie tak, że on nic nie daje, on zwyczajnie daje to, co osoby mu odwzajemniające chcą od niego dostać, nawet jeśli wykracza to poza ogólnie przyjęte normy).
Nie zawsze dawanie jest czymś szlachetnym. W wielu wypadkach dawaniem rządzi pycha ("patrz jaki jestem dobry, dam ci to, i to, i jeszcze to"). Nie ma nic trudniejszego niż dawanie w taki sposób, by nikogo nie urazić, nie obrazić, nie poniżyć.
Jan Paweł II w bardzo ciekawej książce "Miłość i odpowiedzialność" pisze o tym, że tylko ten, który posiada samego siebie, może w pokorze i w pełni owocnie darować samego siebie drugim.
Być może to jedyny warunek, to pełne posiadanie samego siebie jest tym, dzięki czemu można dawać "nie dając" - nie czyniąc z tego aktu łaski, współczucia i ofiary.
A ja, Ambre, myślę, że nie ma reguły. widzisz, obserwuję pewnego M. (:P) który dostaje wszystko, nie dając od siebie nic. Całkiem nic. miły też nie jest. dostaje milość, oddanie, pamięć, troskę.
OdpowiedzUsuńA znów ludzie, którzy innym przychyliliby nieba, dostają ciągle po tyłku.
Sama dostaję mnóstwo, mnóstwo dobrego. A jestem niezbyt dobra, niezbyt miła. Tyle że daję. Ale dostaję z innych źródeł.
zabawne ... Ale w życiu podobno musi być równowaga. Zakładam zatem, że jest coś o czym nie wiem :):)
Ale czy to, co dostaje M. jest akurat tym, czego on naprawdę potrzebuje? Czy z wartości tego, co mu jest dawane zdaje sobie sprawę? Być może nie. I właśnie dlatego, paradoksalnie, to otrzymuje. I dlatego może tego nie doceniać, więc i nie oddawać, nie przekazywać dalej.
UsuńI wcale nie jest powiedziane, że to co od nas wychodzi w jednym kierunku, wraca do nas z tego samego źródła. Zazwyczaj tak nie jest.
Z kolei ci, co dają (dużo, gęsto i często) powinni dawać tak, by niczego w zamian nie chcieć, inaczej nie jest to dawanie, tylko interes.
Życie jest dziwne, ale to już kiedyś ustaliłyśmy.
Ściskam mocno!
Można dać bardzo dużo i nie dostać nic w zamian....samo życie.
OdpowiedzUsuńAle mimo to warto dawać....nie oczekując zapłaty.
To "biorca" tak naprawdę jest w gorszej sytuacji ;) zostaje z "długiem"
Najchętniej zniosłabym znaczenie słowa dawanie i branie. Ileż z tego jest nieporozumień. Ile trosk a czasem bólu.
UsuńPo prostu należałoby sobie nawzajem dawać i brać, jakby to było coś naturalnego, jak oddech, jak spanie, jak śnieg zimą ;)
też tak myślę, dać szczerze w uniesieniu jakimś, w zapomnieniu, jak się daje dziecku rękę, żeby bezpiecznie przeszło przez ulicę.
OdpowiedzUsuńdobro wraca, nie zawsze, ale zazwyczaj z innej strony niż ta, w którą się patrzy
Tak.
UsuńZa słowami pewnej piosenki: "...wcale nie jest powiedziane, że ciągle dając - kiedyś coś dostaniesz..." - jednak z Twoimi słowami się zgadzam - szkopuł tkwi jednak w tym, że nie zawsze inni potrzebują tego, co możemy im dać... (Tak sobie poczytałam, o tym "M.", o którym mowa w pierwszym komentarzu - wydaje mi się, że to nie tak, że on nic nie daje, on zwyczajnie daje to, co osoby mu odwzajemniające chcą od niego dostać, nawet jeśli wykracza to poza ogólnie przyjęte normy).
OdpowiedzUsuńMożesz mieć rację ;)) Być może też on nieustannie dostaje to, czego nie potrzebuje.
Usuń@ L.P
UsuńNie zawsze dawanie jest czymś szlachetnym. W wielu wypadkach dawaniem rządzi pycha ("patrz jaki jestem dobry, dam ci to, i to, i jeszcze to"). Nie ma nic trudniejszego niż dawanie w taki sposób, by nikogo nie urazić, nie obrazić, nie poniżyć.
Kim jest tajemniczy M? ;)
OdpowiedzUsuńMyślisz, że tajemniczy M. mógłby mieć na imię Marek? ;D
UsuńNawet gdyby miał na imię Marek, nie byłby mną... :)
Usuńa ja mysle, ze samo dawanie moze uszczesliwic...
OdpowiedzUsuń... i mile łechtać naszą próżność ;D
UsuńJan Paweł II w bardzo ciekawej książce "Miłość i odpowiedzialność" pisze o tym, że tylko ten, który posiada samego siebie, może w pokorze i w pełni owocnie darować samego siebie drugim.
OdpowiedzUsuńByć może to jedyny warunek, to pełne posiadanie samego siebie jest tym, dzięki czemu można dawać "nie dając" - nie czyniąc z tego aktu łaski, współczucia i ofiary.
Usuń