1.12.12

184

Zamyślenia, jak bąbelki powietrza na wodzie giną w chwili, gdy tylko dotknę ich powierzchni. Są takie nietrwałe. Kogo za to winić? Same myśli, czy moją nieposkromioną chęć, by się do nich zbliżyć? Życie tak przyśpieszyło, że te niematerialne i skądinąd żywe twory czują się od jakiegoś czasu nieważne, zagubione, spłoszone.
Chodźcie tu do mnie, wyjdźcie spod komody, nie bójcie się, już jestem dla was. Dziś sobota. Zaraz otworzę wino, napijemy się, wy opowiecie mi, co u was słychać, a ja... Ja nie opowiem wam nic, bo przecież wszystko wiecie. Możemy skomentować minione dni wspólnie. Zaczniemy od szalonego poniedziałku albo jak wolicie - od absurdalnej środy. Wy nie będziecie się krygować, pąsowieć na wspomnienie czegoś tam, a ja nie będę wam niczego zarzucać. Żadnej złośliwości, obojętności, złej woli ani chęci odwetu za zamiatanie was przez cały tydzień pod dywan. No nie boczcie się już więcej, bo nie do twarzy wam z tą niemą skargą. I nie stójcie już jak te drewniane kołki, siadajcie na kanapie, na fotelach, na parapecie, gdzie wam wygodnie. Wyciągnijcie nogi na stół, a ręce po kieliszek wina. Ale umawiamy się: żadnych kłótni o to, która z was jest ważniejsza!
OK?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz