7.11.12
177
Mój szef, niestety, nie należy do ścisłego grona koneserów ironii i dobrego żartu i jak smakowite czekoladki łyka wszystkie sarkazmy, które podsunie mu się pod nos. Przyjmuje je jako rzeczową i namacalną oczywistość. Ponadto bardzo źle znosi krytykę, w śladowych choćby ilościach, o czym przekonuje się każdy, kto mu później wejdzie w drogę. To właśnie na nim się wyżyje, tym samym potwierdzając, że eufemizmów nie używa. Bo nie zna. Można przy nim stracić poczucie, że świat rządzi się jakąkolwiek logiką a coś takiego jak przewidywalność w obszarze jego wpływów, to towar ściśle deficytowy. Do tego jest narcyzem i Piotrusiem Panem - co w jego wieku i ogólnej prezencji niekoniecznie idzie w parze i święcie uważa, że jego życiową misją jest uprzykrzać innym życie. Jakby tego było mało, zakochany jest w swoim głosie całkowicie i absolutnie odwrotnie proporcjonalnie do treści, które nim przekazuje a ziewania, szukania ziemi obiecanej za oknem i wszelkich oznak zniecierpliwienia patologicznie wręcz nie znosi. Ale... Do takiego stopnia zmienił moje myślenie o pewnym typie człowieka, że jego, ekhm... ograniczenia uważam za zalety. Bo w niektórych kwestiach można go urabiać jak Plastusiowego Skrzata w drodze do pieca Baby Jagi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Poznanie miękkich stron szefa - plastusia czyni pracę łatwiejszą, na dokładkę masz szansę napisać w pracy plastusiowy pamiętnik II. Gorzej mieć szefa z kamienia. Brak logiki dyskwalifikuje każdego szefa i dezorientuje pracę.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, ile bym dala za to, by móc w pracy pisać to co chcę, a nie to co muszę... :D
UsuńZgadzam się z tym, że szef z kamienia jest najgorszym do obróbki tworzywem.