1.11.12

172

A dom.
Ten opuszczony dawno temu. Uderzająca jest jego martwota. Jest jak cios wytrawnego pięściarza, który precyzyjnie uderza w splot słoneczny. Nic tu nie ma poza kilkoma połamanymi, rozrzuconymi po podłodze przedmiotami. Pokoje do niczego nie służą, a ten najcieplejszy, ze środkowego środka to miejsce dokładnie wyczyszczone. Tak właśnie wygląda naga, ze skóry obdarta nieobecność. Połamane krzesła, wybite w oknach szyby. I wszechobecna ciemność. Posuwam się do przodu, choć nie, to nieprawda. Próbuję po omacku iść przed siebie. Nie chcę się o nic potknąć, zresztą wszystko mi jedno. Ale tak, nie chcę wpaść niechcący na żadną ze ścian. Na pewno jest zimna. Odgłos moich kroków odbija się głucho w pustych pomieszczeniach. Przez okno przebija się światło księżyca. To samo, w którym lubisz polerować swoje srebrne myśli aż nabiorą nierzeczywistego światła. W którym szukasz wieczności i lepszego świata. To chwila niezrównanej samotności. Jałowa przestrzeń... Po niej przechadzają się zmarłe duchy "wiecznie żywych". I cisza, którą mąci odgłos pojedynczych, ostrożnych kroków na deskach podłogi. Czuję jak zimno znów przenika mnie do szpiku kości. Wkładam ręce do kieszeni płaszcza, podchodzę do wybitego okna, przez które wpadają pierwsze krople deszczu. Nie czuję ich. Zamykam oczy. Pod powiekami rozlewa się ciepłe światło. Bierze mnie za rękę i troskliwie umieszcza na barwnej fotografii. Wracam do żywych, do siebie. Tu pod powiekami mieszka odnalezione serce.

 

4 komentarze:

  1. znam to....I think
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle osobiste, ile uniwersalne. Mam takie wrażenie.
    Słowa, które nieodmiennie zapadają mi w pamięć. To wiem na pewno.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdybyście byli na wyciągnięcie ręki, może udałoby mi się jakimś gestem wysupłać odpowiedź na Wasze słowa.
    Dziękuję.
    Za fakt rozumienia, bycia, współdzielenia...

    OdpowiedzUsuń