2.11.12

173

dreptanie jak w półśnie, w kolistej niepamięci; w miejscu, gdzie nogi więzną w gęstej mgle a ramiona ciągną ku słońcu; gwiezdny pył rozsypany między drogą do domu a górą pełną niewyraźnych pomruków; pogrążona w monologu samotność bez liter, bez znaków i śladów na dnie duszy; horyzont zdarzeń rozmyty łzawą akwarelą; naiwne oczekiwanie, że życie nagle objawi swój sens i rzuci pod stopy wymowne spojrzenie, gdy pozwoli się dostrzec nagą źrenicą i opowiedzieć jaskrawym promieniem tęczówek
bo teraz milczy
i w ciszy myśl rozrasta się i dojrzewa
może do śmierci
może do czasu, który się zatrzymał
zanim smugi światła przebiją jedwabną poduszkę i gęstą fastrygą zbiorą poranny szum lasów biegnąc cicho ku odległym lądom
- gdzie wszystko czeka aż raz jeszcze zostanie nazwane
i słowem i dźwiękiem urośnie
bez najmniejszego sprzeciwu







3 komentarze: