Tymczasem doświadczam nieporuszenia będąc w ciągłym ruchu. Dni kręcą się jak w kalejdoskopie i wyskakują z takimi pomysłami, o których nie śniło mi się w najśmielszych snach. Nie pozwalam im się porwać, nie pozwalam zdarzeniom pociągnąć mojej duszy na skraj przepaści. I dobrze mi z tym. Dawno już życie nie mierzyło siły mojego ducha w realnych zderzeniach z bezdusznością tego świata, manipulacją interesownych ludzi i podczas bicia piany z niczego po nic. Kilka lat temu wykończona leżałabym na kozetce u psychoterapeuty. Dziś - uśmiech. Pewnie wyglądam jak wiejski głupek w wesołym miasteczku. A ja się uśmiecham, bo w przeciwnym razie musiałabym się rozpłakać.
Ani myślę!
Dzisiejszy wieczór z Gary Moorem.
podobno w kontaktach z drugim człowiekiem pomaga współczucie, pewnie gdyby nie ono pozabijalibyśmy się nawzajem, a przynajmniej mielibyśmy taką chęć
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie ;)
Niezmienne współczucie dla drugiego człowieka, to sprawdzian dla naszego "bycia człowiekiem". Trudne to bardzo. Czasem niemożliwe.
UsuńPozdrawiam :)
piekna ta piosenka :)
OdpowiedzUsuńOdkrywam Gary'ego na nowo :)
UsuńGary bezbłędny był.
OdpowiedzUsuńNa Tobie nie jest chyba łatwo zrobić wrażenie:)
Ten uśmiech to znakomite lekarstwo na życiowy zaścianek:)
Podoba mi się określenie "życiowy zaścianek". Zachowam w pamięci, ku pokrzepieniu. ;D
UsuńP.S. Tak, niełatwo zrobić na mnie wrażenie. Udaje się to tylko wymyślnemu złu.
Zachować uśmiech ze świadomością istnienia potencjalnej przepaści to wielka sztuka...warto jednak na wszelki wypadek nie pozbywać się chusteczki...w wesołych miasteczkach też się czasem płacze.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam S.
Chusteczki to u mnie racja bytu. Inaczej zasmarkałabym świat. ;)
Usuń