30.7.12

124

Najpierw jest stos kartek spiętych w jedną całość, wypełnionych drobnym drukiem. Jest fotel, kanapa, koc na trawie w cieniu drzew. Na nich ja, ja i JEDNA JEDYNA książka w moich rękach. W niej kartki muśnięte spojrzeniem, oddechem, czułym powiewem wiatru. I hałasy zbierane z otoczenia, mimowolnie, dzielone z książką na pół, na bliskie tutaj i dalekie tam. Może być kot wdrapujący się na kolana, w zasięgu ręki stać może kawa, na pewno zimna woda w wysokiej szklance. I przychodzi moment, gdy kot, hałasy, kawa w filiżance, fotel, kolory i kształty najbliższego otoczenia rozpływają się i bledną do całkowitego zaniknięcia. Przechodzę przez drzwi, na drugą stronę lustra. Wchodzę do środka powieści. Nagle. A przecież w międzyczasie zdążyłam już przeczytać kilka rozdziałów. W jednej sekundzie znajduję się w innym świecie. Cicho siadam w kącie, na numerach stron zawieszam istnienie, by niczego nie spłoszyć, nie przerywać dialogów, wsłuchać się w bicie serca żywej postaci, nie wytrącić jej z ustalonej roli. Chłonę. W jednej chwili staję się wszystkim co tam, bez pamięci o tutaj: konkretnym człowiekiem, z którym najłatwiej mi się utożsamić, bo jest taki "mój" - jego emocją, kłębowiskiem myśli, logiką zachowań i jej brakiem. Jestem nastrojem, wstrzymanym oddechem; klimatem, który zbieram z ulic, przedmieść i domów pełnymi garściami. Jestem wszystkim, do czego pozwolono mi wejść bez pukania. Bez pytania o zgodę. Zazwyczaj za cenę trzydziestu kilku złotych. Często za nic. Kocham książki, które potrafią mnie przenieść w nieznaną mi rzeczywistość jednym zgrabnym ruchem, nie dzieląc świata na mój i ten osobny, czytany, na marginesie obecnej chwili poznawany. Tęsknię za umiejętnością takiego czytania. Mam wrażenie, że skończyła się we mnie bezpowrotnie. A może to jednak wina książek. Tak, wolę myśleć, że to wina książek.

12 komentarzy:

  1. zdecydowanie wina książek - za mało powstaje takich do których wskakujesz i nagle zapominasz o śniadaniu, spacerze z psem, czy tym, że trzeba wstać rano i, że 2 w nocy to średnia pora na tulenie się do lampki :) PS albo mi się wydaje, albo to jeden z Twoich najdłuższy wpisów. zaglądam, czytam, rzadziej komentuję, jakoś tak mi się ostatnio zrobiło nie komentująco. ale czytam (żeby nie było :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dobrze, że i Ty tak myślisz. Zwalić całą winę na książki, głowę swoją rozgrzeszyć i nadal się uśmiechać do życia. ;D

      P.S. Nie, nie wydaje Ci się. Jakoś tak zagalopowałam się w tym pisaniu. Obiecuję poprawę! ;))

      Usuń
  2. wina książek:-) zdecydowanie
    a czasem musza się spiąc czas, uczucia i światy w jeden supeł, w jeden most i brakuje im zawsze jakiegoś piątego elementu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie to ujęłaś, brakujący piąty element. Zapamiętam. :)

      Usuń
  3. a ja ostatnio nie narzekam na książki,
    wpadam cała w klimat, nastrój, fabułę

    ale czytam też inne rzeczy niż kiedyś, moje ostatnie olśnienie to Alice Munro. Jeszcze po tygodniu od skończenia ksiązki ona jest we mnie, ten nastrój, słowa, nagle olśnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alice jest świetna, to prawda. Mój problem jest taki, że choć dużo czytam, to najczęściej zniechęca mnie styl, i choć fabuła może być/jest ciekawa, nie doczytuję książki do końca z powodu odczuwanego dyskomfortu takiej a nie innej formy wysławiania. A Munro... Jest jak nóż do papieru. :)

      Usuń
    2. Julian Barnes - obłędny (Poczucie kresu uwielbiam), Eustachy Rylski -mistrz stylu, Carlos Fuentes, Orhan Pamuk ...:))

      To nie są łatwi pisarze, ale budują atmosferę, mistrzowsko uzywają słów, a historie, które opowiadają są dla mnie magnetyczne :)

      Usuń
    3. Będę miała na uwadze, zwłaszcza J.B. :)

      Usuń
  4. Może to też wina tego, że dorastamy, więc i książki się zmieniają? Też za takim czytaniem bardzo tęsknię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślę: że wyrastamy z pewnych książek, ale do czego rośniemy? Do innych, czy do zupełnej ślepoty? ;)

      Usuń
  5. Ja coś podobnego przeżywam od dziecka gdy jestem w kinie i gdy mnie pochłonie atmosfera filmu to wtedy widzowie w kinie dla mnie nie istnieją. Jestem po tamtej stronie ekranu, jestem obecny tam i mam podobnie jak Ty Ambre z książkami :)

    OdpowiedzUsuń