No nie mogę się powstrzymać przed detoksykacyjną złośliwością.
Mój szef to dokładnie ten sam kawał bufona, co zawsze, co niezmiennie i jak sądzę - do grobowej deski. Żadnych zmian w charakterze, nie tylko zasadniczych. Współpracownicy są mu potrzebni tylko do jednego. Do mierzenia się z jego nowymi poglądami na świat i pomysłami na absurdalne, niewykonalne wyniki pracy. Najgorsze jest to, że jego poglądy i pozbawione szczypty sensu innowacje ewoluują szybciej niż ćmy w halach przemysłowych. Ale jest i najpiękniejsze. To widzieć, jak czasami sili się na komplement obliczony na najtańszy efekt wobec osoby, od której bywa zależny - matka rodząca w bólach to przy nim kobieta pełna wdzięku.
To musi być dla niego strasznie trudne :)))
OdpowiedzUsuńWierz mi na słowo: JEST! ;)
UsuńWłaściwie pomyslałam jak Słodka... Co za biedny człowiek.
OdpowiedzUsuńI, w opozycji trochę, jakiego ja mam świetnego szefa, piszę o nim często, bo wart jest tego. Złoty człowiek. Absolutnie. Jednocześnie szczęśliwy i pogodzony ze wszystkim.
Takiego szefa Ci zyczę, Dobry Duszku :))
Zazdraszczam Ci wielce. Dobry Duszek będzie błagał bogów o lepszego szefa. :)
Usuń