Kobieta nr 1: wciąż seksowna, luzacka, samotna, anarchicznie wolna, ale smutna z powodu braku szczęścia, popadająca w niebezpieczną obojętność. Że niby ja?
Kobieta nr 2: zamurowana w swym drobnomieszczańskim małżeństwie niczym mumia, heroicznie nieszczęśliwa, wciąż jeszcze gotowa rzucić się w otchłań miłosnego szaleństwa, gdyby tylko się ono zdarzyło. Zdecydowanie nie ja: brak szans na jedno i drugie.
Kobieta nr 3: odnosząca sukcesy, mająca autorytet, praktykę prywatną, środki na wystawny pogrzeb i nieskończone możliwości na rozpieszczanie rasowego kota. Wydaje się nie potrzebować nikogo, zwłaszcza mężczyzn do osiągnięcia szczęścia. Kuszące.
A nie warto zrobić mixa z przewagą "kuszącego"?:):)
OdpowiedzUsuńWezmę tę światłą uwagę pod uwagę. ;D
UsuńKobieta nr 4: Emily Dickinson.
OdpowiedzUsuńInteresująca propozycja. :)
UsuńTylko co widzimy my, a co widzą inni? Zdefiniuj siebie i bądź obiektywna - oto kuszenie diabelskie - oto niemożliwość.
OdpowiedzUsuń"Zdefiniuj siebie"... To najprzykrzejsze i najbardziej niewdzięczne zadanie jakiego mogłabym się podjąć. Niewykonalne wręcz. Bo gdy ja widzę w sobie tylko A, tylnymi drzwiami wyłazi Z, a postronna osoba w tym samym czasie widzi C i mnie o tym informuje, jak o prawdzie objawionej.
UsuńTrzeba się pogodzić z faktem, że nasza tożsamość, osobowość, indywidualność, choć przywdziewa konkretne szatki, ciągle się zmienia, choć niekoniecznie ewoluuje. I choć dziś widzę siebie taką, jaką się widzę, najprawdopodobniej jutro zobaczę się w zupełnie innym świetle. Pytanie: kto kłamie: ja, czy barwa światła dominująca w kolejnym dniu?
pewien młodzieniec napisał tak:
Usuńja to ktoś inny
wszyscy inni są we mnie
Arthur Rimbaud
A co, kiedy już nie chce się patrzeć, kiedy możemy jedynie znosić bycie sobą? I to z trudem? Ech, fatalizm mnie dopadł.
Usuń