27.1.13

203

Kilka dni temu mój kolega pracujący w radiu poprosił mnie, bym zgodziła się zasiąść w jednoosobowym jury. Chciał, żebym w drodze eliminacji wybrała spośród kilkunastu maili dwóch autorów, którzy otrzymają dwa podwójne zaproszenia na koncert zespołu Weekend. Zasiadłam, skoro prosił, bo z jakiegoś powodu sam nie chciał. Nie miałam wtedy pojęcia, kto się za zespołem kryje. Aż do dziś.
Ręce mi opadły, że kogoś tak uszczęśliwiłam.

26.1.13

202

A przecież czułam się już całkiem dobrze. Nawet do pracy wróciłam, żeby kierownikiem zostać. I znów chora mam być? Węszę tu spisek, wpływy ciemnych sił, zimna, nadchodzącego ciepła i kto wie, czy idąc za ciosem nie powinnam oskarżyć się o permanentne samooszukiwanie. Człowiek tyle razy oszukuje samego siebie, że ZAWSZE będzie dobrze, mimo iż nic na to nie wskazuje, że gdyby mu za to wręczać ordery, wyglądałby na stare lata jak kiczowata choinka.
Wczoraj za oknem festiwal świateł, niestety oglądany na niebie, bo jego zasadniczą widowiskowość przysłaniały sąsiednie kamienice. Rano przypalałam się w robocie na bordowo od nadmiaru zajęć, a o zmierzchu pędziłam do domu trzęsąc się z zimna. To nie mogło się dobrze skończyć. I nie skończyło. I co z tego, że wczorajszy wieczór schodził ku nocy bardzo malowniczo, gdy poranna niespodzianka w postaci nowej odmiany grypy doprowadziła do tego, że dziś ani rączką ani nóżką.

Na pocieszenie:

25.1.13

201

Nie bardzo lubię zimę. Nie, wróć. W ogóle nie lubię zimy, ani śniegu nie lubię, nawet bałwan nigdy mnie nie cieszył. Gdy byłam dzieckiem było mi biedaka żal. Że taki kulawy, jakby przetrącony - mimo że składowe kule lepiło się na okrągło, to i tak kanciasty wychodził. I potrafił łypać na mnie tymi swoimi zezowatymi węgielkami - nigdy nie wiedziałam o co mu chodzi, a przekrzywiony nos z marchewki wcale nie czynił go zawadiaką podwórka. Raczej jego parodią. I szkoda mi było, że im dalej w kalendarz, tym białego wielkoluda coraz mniej, a on sam coraz brudniejszy. No i postępująca deformacja - czy to zamierzona przez pogodę czy przez ludzki pierwiastek - nie wpływała dobrze na jego ogólny wizerunek, bo że samopoczucie, to zrozumiałe samo przez się.
Poza tym, zimą zimno szczypie mnie w łydki i gryzie w stopy, a z rąk trzymanych w rękawiczkach i w kieszeniach płaszcza w trzy i pół minuty robią mi się lodowe sopelki. I choć rozgrzewam się najpierw marzeniem o gorącej herbacie, potem samą herbatą i gorącym kocem, dochodząc do ekstremum, jakim jest zanurzenie w ukropie, zimno czyni mnie nieszczęśliwą istotą w jakimś pierwotnym znaczeniu.
A lekarstwa na to nie stwierdzam: im dalej w życie, tym gorzej.

 

24.1.13

200

Że niby jestem kierowniczką od wczoraj. Odpowiedzialnie to brzmi i tak poważnie, że nie wiem pod jakim kątem wciągać brzuch i w jakie oprawki przyodziać swoje oczęta. Słowem nie wspomnę jak do tego doszło, bo wydawać by się mogło naocznym słuchaczom, że moje twarde stanowisko pt. ZDECYDOWANE NIE CHCĘ! okazało się jednak bardzo miękkie i słabe. Przypadek ten zawdzięczam dziwnym splotom okoliczności w przyrodzie ożywionej i nie, gwałtownym ruchom w Kosmosie i braku nie tyle chętnych, co dyspozycyjnych i kompetentnych będących w zasięgu ręki. Padło na mnie siłą rażenia gromu. Póki co szef na urlopie w Australii, przyszło mi rozmawiać z nim o warunkach kierownictwa zaocznie. Powiedziałabym nawet: bardzo zaocznie. Czy ktoś z Państwa zna przepis na zaoczne zarządzanie śmietnikiem i szaleńcami?

21.1.13

199

Czasami wydaje mi się, że już sama ze sobą się dogadałam, że kompromis w zaciętych bojach na argumenty osiągnęłam, a tu bach, nic z tego. Zawsze coś nowego wylezie spod szafy, kolejna okoliczność rzuci nowe światło na sprawę i znów staję w szranki z sobą, mierząc do siebie z obosiecznego miecza, jakim jest umysł, na dwoje dzielony, za i przeciw jednocześnie. Człowiek - istota rozciągliwa, pozornie logiczna, choć nigdy taka sama. Skończony ciałem, nieskończony myślą, nieruchomy gdzieś w środku, z którego najprawdopodobniej stacjonuje niezachwiany stan zen. I choć chciałoby się mieszkać 24/24 w tym centrum, to świat i tak zrobi wszystko, by wyrwać go z miejsca, naciągnąć mu mięśnie i pozwolić orbitować na jego obrzeżach. Że niby w imię bycia przejrzystym wobec.

19.1.13

198

W spokoju czekam na Miłego. Jeszcze niedawno szaty darłam, pozostając w stanie wzmożonego stand-by. Wyobraźnia podsuwała mi niesmaczne dania złożone z cudzych kobiet - których raczej nigdy nie poznam - kręcących się wokół niego wszędzie tam, gdzie moje oczy niewidzące, płochliwe serce miały uspokajać. Pamięć rzeczy zasłyszanych i przeczytanych gwałtem docierała do splątanych i, oczywiście, niefortunnych zdarzeń, bądź serii nieszczęśliwych wypadków i czyniła ich wizję wielce możliwą do urealnienia. To wcale nie znaczy, że dziś nie potrafię sobie tego wszystkiego wyobrazić. Potrafię. Ale spokojna jestem (no chyba, że to chorobowe wycieńczenie). Jakby te jego powroty górowały nad wszystkim, były pewnością nad pewnościami, nie do podważenia już. Trochę to dziwne, zważywszy na fakt, że podobno jestem myślącą istotą, a jako taka powinnam przynajmniej zakładać, że wszystko się może zdarzyć, nawet to, przed czym się człowiek wzdraga, wzbrania i oczy zasłania szalikiem. Homo sapiens, to jednak samooszukańcze zwierzę. Kiedy tylko zwietrzy szczęście, nie tylko zaczyna się w nim tarzać, ale i traci czujność i naturalnym wydaje mu się, że tak już będzie zawsze, entuzjastycznie błogosławiąc ów stan niewzruszoną tendencją wzrostową. Z drugiej strony, gdyby to była fałszywa nuta, nie mogłaby tak pięknie brzmieć. A może dlatego tak pięknie brzmi, ponieważ tylko tak konferansjerka Intuicja może zapowiedzieć czający się w kącie chaos.
Tak dla podtrzymania napięcia w nadchodzącym akcie III.

A to się do mnie przyplątało w malignie okołogorączkowej:

 

18.1.13

197

Roczna nadwyżka wysłanych sms-ów o treści niekoniecznie spójnej i logicznej, zleżałe maile błagające o zwrotny tytuł - odhaczone, ale nie wiem o czym to ja w nich...
Drzemka, rosół, kilka zdań w książce, przymknięcie powiek, termos herbaty przy łóżku, jakaś myśl złapana w locie i bez żalu wypuszczona; bezruch, atak kaszlu aż do wyplucia mało estetycznych wnętrzności, dreszcze; termometr pod pachą - nie patrz, bo będziesz musiała wstać; tabletki p/bólowe i p/gorączkowe w ilościach doprowadzających do efektów Axe, mokra piżama; muzyka w tle, nie, jednak drażni, wyłącz, już, natychmiast; syrop - dwa łyki prosto z butelki, cisza.
Natarczywy dzwonek do drzwi. Nic nie słyszę, nikogo nie ma w domu.
Nie znoszę chorować.
Tylko nie siedźcie przy mnie za długo. Bo będę płakać.

Fot. z sieci

16.1.13

196

Nie, nie jestem zdolna do zemsty, ale.
Kiedy spotykam na swojej drodze psychopatę, nie mogę nie chcieć złapać go w jego własne sidła, jakkolwiek wydaje się to trudne, wręcz niemożliwe. Jego knowania, spiski, intrygi, kłamstwa, przebiegłość, wyrachowanie powodowane nagłym impulsem, chwilą obecną obliczoną na natychmiastowy zysk, działaniem bez sensownego planu; przy tym patologiczna chęć manipulacji, dominacji, kontroli i władzy nad otoczeniem; i agresja wymieszana z efektownym, aktorskim wyrazem empatii, sympatii i współczucia budzą we mnie rozgniewaną panterę o wyglądzie pandy. Serio. Mam wygląd zadziwionego dzieciaka o wielkich oczach, a w myślach buduję szachownicę, na której rozgrywam każdy ruch, aż do uzyskania potencjalnego, ale i możliwie najatrakcyjniejszego mata.
Jestem w trakcie roszad z królem i królową przeciwnika, od których zależy los firmy, w której pracuję.
Oby starczyło mi wyobraźni.

13.1.13

195

Nie znoszę, gdy przyjaciel mnie zaskakuje.
Przyjaciele nie są od tego.
Nawet dziecko wie, że są po to, by byli.

 

6.1.13

194

Fot. Kevin Carter

Biegnij i ukryj się w zakamarkach swojego umysłu. Sama. A teraz zatrzymaj się i spójrz w twarz światu. Jeśli umiesz być szczęśliwa, kim jesteś?

1.1.13

193

Oni: w świetnych nastrojach, pełni optymizmu i aroganckiej pewności siebie.
Ja: milcząca, w stanie oczekiwania, by przyjmować życie, jakim jest. Ni mniej, ni więcej.
Bo kolejny rok, jak kolejny worek z doświadczeniami, refleksjami, radościami i smutkami, okraszony przyjemnościami i okruchami szczęścia.
Byleby za bardzo nie przygniatał.
Byle czasami można było go ściągnąć z pleców i odpocząć.

Czego i Wam, moi Drodzy, z serca życzę.